Nowe oblicza dyskryminacji i wykluczenia?
U początku pochodzenia świadomości j a leży obecność t y,
a być może nawet obecność ogólniejszego m y.
Dopiero w dialogu, w sporze, w opozycji, a także w dążeniu
do nowej wspólnoty tworzy się świadomość m o j e g o j a,
jako i s t o t y s a m o i s t n e j, odrębnej od drugiego.
Wiem, że ja jestem, bo wiem, że d r u g i jest.
J. Tischner - „Filozofia dramatu”.
Historia Romów w Europie to nade
wszystko historia niechęci ze strony społeczeństwa większościowego,
historia różnorodnych prześladowań, gettyzacji, pogromów, wreszcie
dramatu nazistowskiej próby biologicznej likwidacji. Natomiast dzieje
Cyganów/Romów na ziemiach polskich w dobie I Rzeczpospolitej ( Mróz 2001
), ale także w okresie międzywojnia nie miały tak dramatycznego
charakteru.
Przez wieki i dziś szczególnym elementem trudnej
romskiej historii są także dzieje różnych form ich wykluczenia. Swoje
bolesne odzwierciedlenie proces ten znajduje dziś zwłaszcza w krajach
Europy Środkowo-Wschodniej. W Polsce, mimo transformacji ustrojowej, a
może właśnie jako efekt wieloaspektowych zmian - w tym zwłaszcza
ukształtowania się wolnego rynku - wykluczenie społeczne również
zachodzi. W potocznym dyskursie Romów opisywane ono bywa, zgodnie z
lapidarną autoprezentacją, w następujący sposób: „Za czasów ojca Cygan
był Cygan, a teraz jeszcze gorzej, bo nic nie znaczy”, „Roma szukasz, to
w biedzie on jest”, „Cygan dobry, jak białemu z drogi schodzi” .
Stawiamy tezę - autorzy tych rozważań, to znaczy Rom i Polak, przekonani
o konieczności przezwyciężania wszelkich barier dla realizacji
wspólnego dobra - że od kilku lat wśród polskich Romów wyraźnie narasta,
wskutek realnej sytuacji w jakiej żyją, ale też wskutek wzrostu
świadomości społecznej, wzrostu aspiracji, ale też ambicji i nadziei
związanych z budową społeczeństwa demokratycznego, poczucie
dyskryminacji, odrzucenia, negacji i wreszcie w szerszej perspektywie
społecznego wykluczenia własnej grupy. Skutki tego zjawiska mogą być
różne, w jakimś sensie zarówno przewidywalne, jak i nie przewidywalne,
zwłaszcza w momencie, gdy nastąpi wzrost populizmu, czy też mobilizacja
etniczna oparta na programie roszczeniowym lub wręcz politycznym.
Odwołamy się w związku z tym do szczególnego dokumentu politycznego, to
znaczy rezolucji Parlamentu Europejskiego. Każda rezolucja w swej
istocie – odwołując się do źródłosłowu łacińskiego – zawiera w sobie
pewien rodzaj rozwiązania, a nawet zobowiązania do rozwiązania
konkretnego problemu. W zasygnalizowanym dokumencie, konkretnie
„Rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie europejskiej strategii
dotyczącej Romów” z 31 stycznia 2008 roku, przykładowo w pkt. A.
wyraźnie stwierdzono iż: „12 do 15 milionów Romów żyjących w Europie, w
tym około 10 milionów w Unii Europejskiej, cierpi z powodu dyskryminacji
rasowej i w wielu przypadkach jest narażonych na poważną dyskryminację
strukturalną, ubóstwo i wykluczenie społeczne, jak również na
dyskryminację wielokrotną (ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność i
orientację seksualną); mając na uwadze, że większość europejskich Romów
została obywatelami Unii Europejskiej po rozszerzeniach w 2004 r. i
2007 r., w związku z czym im i ich rodzinom przysługuje prawo do
swobodnego przemieszczania i osiedlania się na terytorium państw
członkowskich…” ( Rezolucja 2009: 32). Rezolucja zawiera też apel, aby
państwa członkowskie przeciwdziałały łamaniu praw Romów w różnych
sferach życia. Stwierdzenia te wskazują więc na obiektywne potwierdzenie
trudnego statusu Romów, potrzebę jego zmiany, jak i zobowiązanie do
podjęcia odpowiednich działań ratunkowych. Wiele opracowań i dokumentów
ustawicznie wskazuje przecież na istnienie różnych determinant, które
powodują, że Romowie zamykają się, ale zarazem są zamykani w obrębie
własnego świata. Dzieje się tak mimo, że przecież zarazem formalnie są
pełnoprawnymi członkami społeczeństw w których żyją. Ta sytuacja jest
wyzwaniem i zobowiązaniem wobec społeczeństwa większościowego, i to w
każdej przestrzeni, w każdym państwie, w którym Romowie żyją. W tym
kontekście przywołajmy jeszcze inny dokument , tym razem rodzimy,
zatytułowany: „Narodowa Strategia Integracji Społecznej dla Polski”.
Zawiera on program przełamania ugruntowanej bierności społecznej oraz
okoliczności i przyczyny wykluczenia społecznego. Autorzy wyraźnie
stwierdzają, iż celem pracy nad „Narodową Strategią Integracji
Społecznej” jest pomoc w procesie włączania się Polski w realizację
drugiego z celów Strategii Lizbońskiej UE stawiającego na modernizację
europejskiego modelu socjalnego, inwestowanie w ludzi oraz zwalczanie
wykluczenia społecznego. Konkretne działania mają przyczynić się do:
dostosowania edukacji i szkolenia do wymogów życia i pracy w
społeczeństwie opartym na wiedzy, rozwijania aktywnej polityki
zatrudnienia przyczyniającej się do tworzenia większej liczby lepszych
miejsc pracy, modernizacji systemu ochrony socjalnej, w tym systemów
emerytalnych i ochrony zdrowia, m.in. w celu zapewnienia ich finansowej
stabilności oraz odpowiedniej koordynacji z celami polityki edukacyjnej i
polityki zatrudnienia, wspierania integracji społecznej, aby uniknąć
pojawienia się trwale zmarginalizowanej klasy ludzi niezdolnych do
funkcjonowania w społeczeństwie opartym na wiedzy” ( Narodowa Strategia
Integracji Społecznej dla Polski 2003:10). W tym kontekście trzeba też
zwrócić uwagę na specyficzny problem polskich Romów.
„Prawa dali, żyć nie dają”
Ważność odczuwanego poczucia wykluczenia skłoniła władze naszego Stowarzyszenia do podjęcia w najbliższym czasie badań na ten temat. Przystępując do tego zadania zdecydowaliśmy, aby były one skoncentrowane na subiektywnym pojmowaniu tej sytuacji przez Romów. Odwołując się do metajęzyka nauki przedmiotem zainteresowań będzie problem, który określany jest terminem „wykluczenie społeczne”. W efekcie na obecnym etapie dokonaliśmy przeglądu naszych doświadczeń; setek rozmów z Romami, ale też doświadczeń gromadzonych przy okazji różnych badań empirycznych, ale też licznych informacji docierających do naszego Stowarzyszenia. Zgromadzony materiał, ale także ustawicznie trwający romski dyskurs potoczny eksponujący to, że Romowie wyraźnie odczuwają poczucie pokrzywdzenia, nietolerancji, niechęci, a zwłaszcza wykluczenia – co powtórzmy, będzie dopiero przedmiotem uprawomocnionych metodologicznie badań naukowych – uświadomił nam potrzebę wstępnej prezentacji tego problemu. Znamienne dla takiego, coraz bardziej powszechnego oglądu rzeczywistości są sformułowania w rodzaju: „ Życia jest, życia nie ma. Myślą, że Cygan z powrotem do lasu pójdzie…”, „Bieda wszędzie, u Cygana największa”, „Cygan dobry, jak śpiewa…”, Dawniej bili i gonili, teraz głodzą” i wreszcie - „Prawa dali, żyć nie dają” .W sensie ogólnym – pomijając wszelkie dylematy i opcje badawcze - nasza wypowiedź ma charakter moralnego wypełnienia zobowiązania wobec polskich Romów; zobowiązania do publicznego wyrażenia narastającego wśród nich bólu, poczucia pokrzywdzenia i traumy. Ten ból jest jeszcze – mimo pewnych incydentów – bezgłośny. Tym bardziej winien być publicznie wyrażony. Każde przecież obiektywne, jak i subiektywne poczucie pokrzywdzenia jest też obiektywnym faktem społecznym. Problem ten zaś jest szczególnie złożony w przypadku Romów. A czymże jest wykluczenie społeczne? Pojmować je należy zarówno w kategoriach stanu jak i procesu, a zatem w pierwszym przypadku chodzi po prostu o brak upodmiotowienia określonej zbiorowości, a w drugim przypadku to równocześnie, i zarazem, rodzaj zjawiska mającego swoją ciągłość i zmianę. Jest to zjawisko charakteryzujące się w określonej perspektywie czasowej brakiem lub ograniczoną partycypacją dostępu przez ową zbiorowość do dóbr gospodarczych, społecznych, kulturowych , etc. Istotne znaczenie ma w tym kontekście zwrócenie uwagi na przyczyny braku zdolności do partycypowania w owym dostępie do tych zasobów i jednoczesnym braku aktywności społecznej. Nie wchodząc w szczegóły i zarazem swoiście modyfikując znane propozycje analityczne należy stwierdzić, także właśnie w kontekście interesującej nas grupy, że problem wykluczenia Romów cechuje, tak jak dawniej, tak i współcześnie ( mimo istotnych zmian ) brak szerszego upodmiotowienia, brak dostępu do władzy, a zatem brak posiadania jakichkolwiek ich instrumentów, czyli w efekcie niemożliwość realizowania, a nawet podejmowania jakichkolwiek znaczących decyzji. Aspekt wykluczenia wyraża się wyraźnie również w nikłym standardzie materialnym, w wyraźnie zredukowanej własnej atrakcyjności na rynku pracy. To także wyraźna ograniczoność, a niekiedy nawet absencja możliwości wyboru, swoista asymetria między prawami i obowiązkami. Wykluczenie wiąże się zatem z niepodejmowaniem decyzji związanych z przekroczeniem granicy między sferą własną, sferą nieaktywności, a sfera aktywności. W przypadku Romów – których subiektywny ogląd takiej sytuacji będziemy prezentować, a nie komentować – sytuacja ta zawiera cechy typowe, jak i znamienne zwłaszcza dla tej grupy.
Romowie – grupa etniczna czy …?
W kręgu naszych zainteresowań pozostaje nie jakaś bliżej nieokreślona kategoria społeczna naznaczona piętnem marginalizacji i wykluczenia, ale konkretna grupa etniczna, czyli polscy Romowie. A w szerokim rozumieniu - Romowie całej Europy. Stawiamy tezę, że w postawie mieszkańców Starego Kontynentu przejawia się wobec Romów nie tylko swoisty europocentryzm. Nade wszystko tkwi w tej postawie znamienny rodzaj minimalizowania cech kulturowych i etnicznych Romów, i równoczesne eksponowanie określonej kategorii cech umożliwiających ich pojmowanie i definiowanie przede wszystkim jako grupy społecznej. Dodajmy, świadomie lub nieświadomie borykającej się z wieloma problemami i zarazem naruszającej obowiązujące normy społeczeństwa większościowego. Nie dość tego, jeśli nawet uwaga nie-Romów jest skoncentrowana na aspekcie kulturowo-etnicznym, to zdaje się on być pojmowany stereotypowo i w konsekwencji prezentowane są jedynie te dobra, treści, czy zachowania kulturowe, które nie tylko pozostają w ostrej opozycji do kultury grupy dominującej, ale są uznawane jako niezrozumiałe, gorsze, nieuzasadnione, destabilizujące wspólną przestrzeń relacji, a nadto wręcz tajemnicze, a więc groźne. Tym samym – nie tylko w społeczeństwie feudalnym Romowie byli postrzegani jako grupa w określony sposób destabilizująca panujący system i ład społeczny. W efekcie naznaczeni takim stygmatem mogli być objęci ustawami antycygańskimi. Natomiast współczesny ogląd potoczny Romów – zwłaszcza wśród części administracji - zdaje się być również formułowany na bazie stereotypu, wizerunku nasyconego głównie treściami negatywnymi. Natomiast w odniesieniu do sfery politycznej, co ilustrują dokumenty i pragmatyka różnego rodzaju działań podejmowanych wobec Romów - stawiamy tezę, że unosi się nad nią swoiste widmo niekiedy powodujące ich pojmowanie zarówno w skali całego Starego Kontynentu, jak i poszczególnych jego krajów, bardziej jako grupy z określonymi problemami społecznymi; grupę zmarginalizowaną, częściowo podlegającą patologizacji, a nie grupę etniczną, z określoną tożsamością, tradycją, systemem aksjo-normatywnym, obyczajami, językiem, Stąd rodzi się retoryka postrzegania tej grupy w kategoriach „cygańskiego problemu”. Zdanie przedstawicieli administracji w rodzaju: „Jak się obrócisz, z Cyganami tylko problem. Żądają, żądają, a sami nic nie robią” wskazuje nie tylko na brak kompetencji, ale także werbalne potwierdzenie panującego stanu niechęci. Nie dość tego jest swoistą petryfikacją wykluczenia Romów ze społeczeństwa większościowego. Dodajmy tylko, że to nie wina tych pracowników, to jest efekt braku kształcenia w sprawach romskich. Powinno być one organizowane przez specjalistów, a nie zadekretowanych przez określone urzędy, „znawców”.
Vox populi – czyli „Romów trzeba słuchać ….”.
W przyjętej konwencji naszej wypowiedzi
rezygnujemy z jakichkolwiek odniesień do dyskursu naukowego. Z całą
jednak pewnością subiektywny aspekt pojmowania rzeczywistości w naukach
społecznych jest nam bliski; są nam bliskie badania jakościowe.
Odwołujemy się zatem do naszych doświadczeń w rozmowach z Romami. Ileż
to razy pojawia się wówczas zachęta do wysłuchania ich racji. Jest to
oczywiście postawa uniwersalna, ale w odniesieniu do dawnych wędrowców i
ich potomków ma swój szczególny sens. Dlaczego? Bo mimo wielowiekowego
współżycia nadal o sobie mało wiemy, nie potrafimy przekroczyć granic
własnych światów. Pojawia się tu również aspekt moralny i pragmatyczny,
oczywiście ze strony społeczeństwa większościowego. Muszą być podjęte
działania służące ludowi, naznaczonego cierpieniem. Odwołajmy się do
naszych indywidualnych wspomnień, notacji ale też zawartości archiwum
Stowarzyszenia. Wiosną 1996 roku. Prowadziliśmy wówczas badania
etnologiczne i socjologiczne wśród Romów. Dotarliśmy też na Podhale. A
pewnego dnia znaleźliśmy się w Zakopanem. W czasie jednego ze spotkań,
przy tęsknej melodii żałośnie gających skrzypiec, sędziwy gospodarz
pełen emocji dowodził, iż wokół wzrasta dziwne publiczne zainteresowanie
Romami. Dziwne, bo zewsząd słychać różnego rodzaju, pełne rzekomej
kompetencji wypowiedzi na ich temat. I pełen zdenerwowania dodawał, że
jednak nikt nie słucha samych zainteresowanych, nie stara się zrozumieć
ich sposobu pojmowania rzeczywistości. Tak oto nastąpiło przypadkowe
odwołanie nie tylko do tzw. współczynnika humanistycznego Floriana
Znanieckiego, ale szerzej nawet do myśli starożytnych. Jakże więc
znaczące były jego słowa: „Nie ważne, co kto tam wie…Trzeba żeby Cygana
posłuchać, bo on wie najlepiej jakie jego życie, sami widzi, jak jest”.
Postulaty i „profetyzm” romskich liderów.
Pójdźmy
śladem tej postawy i owego postulatu, lecz odwołajmy się do znaczących
liderów romskich, i to z różnych krajów europejskich, ale opisujących
głównie sytuację w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Okazuje się, że
ci działacze już początkiem drugiej połowy lat 90-tych XX wieku domagali
się „wsłuchiwania się” w potoczne widzenie świata przez Romów. Ale
wyrażali też obawy, a nawet swoiście snuli profetyczne wizje, iż w
krajach Europy Środkowo-Wschodniej mogą pogłębić się procesy spychania
Romów na pozycje politycznie, gospodarczo, społecznie i kulturowo
peryferyjne. I tak przykładowo współautor tych rozważań , lider
największej polskiej, romskiej organizacji w czasie spotkania z poetą,
tłumaczem i cyganologiem Jerzym Ficowskim - w Gorzowie Wielkopolskim w
sierpniu 1996 roku - apelował, iż najistotniejsze jest wsłuchanie się w
sposób pojmowania i artykułowania świata przez samych Romów; dalej zaś
domagał się, aby nazywać ich zgodnie z nazwa własną, a więc „Romami”, a
nie „Cyganami”. Wzrok zasłużonego badacza Romów wyrażał zaskoczenie, ale
też narastające zaciekawienie. Romski lider mówił dalej, że jest
nadzieja, ale trzeba też wszystko uczynić by Romowie mogli się rozwijać,
być równoprawnymi uczestnikami życia. Dodał, że jeśli to nie nastąpi
Romowie zostaną zepchnięci na margines życia. Inny przykład. Zurych,
późna wiosna 1997 roku; miłe spotkanie w domu dr. Jana Cibuli, Roma
rodem ze Słowacji, podówczas już mieszkańca Szwajcarii, który w 1978
roku w Genewie, w czasie II Kongresu Międzynarodowej Unii Romów (
International Romani Union ) został jej przewodniczącym. Z wielkim bólem
mówił nam o przymusowej sterylizacji kobiet romskich. Odwoływał się też
do wielu sytuacji, którymi pragnął zilustrować, iż wszelkie programy
kierowane do Romów mają sens tylko po wcześniejszym poznaniu stanowiska
samych zainteresowanych. Szczególne znaczenie nadawał również
subiektywnemu pojmowaniu rzeczywistości. Zaznaczał, że bez tego
nie-Romowie poznają tylko to, co zewnętrzne, pozorne, i w efekcie
niezrozumiałe. Wskazywał też na szczególną – jak to określał
„ponadpartyjną” – niechęć „wsłuchiwania” się Europejczyków w odczuwane
przez Romów problemy. Dowodził, że bez wzajemnego dialogu sytuacja Romów
nie ulegnie zmianie. Wyrażał obawę, że mogą pozostać w swoim
„zamkniętym świecie”. Obawiał się, że ich sytuacja będzie szczególnie
zła w krajach postkomunistycznych. Inny przykład. Pełen pasji i często
autor nader oryginalnych pomysłów Vania de Gila-Kochanowski mieszkający w
Paryżu w czasie krakowskiego spotkania w 1997 roku przekonywał nas, iż
rozwiązanie romskich problemów jest swoistym imperatywem moralnym
współczesnych Europejczyków. Z pasją mówił, że drugiego człowieka pozna
się tylko wtedy, kiedy z nim rozmawiasz, kiedy go słuchasz. Ale apelował
też aby nawoływać decydentów do tego by zawsze wsłuchiwali się w
bolączki Romów. Również z tego powodu, że romska bieda uwłacza godności
współczesnego świata i może być zarzewiem konfliktu. Inna sytuacja, inna
postać. Początek lata 1998 roku, Heidelberg i spotkanie z Romani Rose.
To niekwestionowany autorytet i zręczny polityk, nie tylko w skali
europejskiej. Od wielu lat przewodniczący niemieckich Romów i Sinti,
ale też szef Dokumentations- und Kulturzentrum Deutscher Sinti und Roma z
siedzibą we wspomnianym Heidelbergu. W czasie rozmowy z wielką rozwagą
analizuje sytuację Romów w Europie. Odkrywa część własnych doświadczeń.
Przede wszystkim wskazuje na potrzebę rozwoju edukacji i likwidowania
wszelkich znamion wykluczenia. Mówi o konieczności wspólnego działania
wszystkich romskich organizacji, zwraca szczególną uwagę na potrzebę
ustawicznego dialogu Romów z władzami poszczególnych krajów, także z
władzami regionalnymi i lokalnymi. Zarazem jednak podkreśla, że to
decydenci powinni się wsłuchiwać w głos Romów. Z pewną obawą patrzył
wtedy na sytuację Romów w krajach postkomunistycznych, choć tego
precyzyjnie nie werbalizował. A teraz przywołajmy spotkanie z rumuńskim
liderem romskim Florinem Cioabą z Sibiu - „Królem Wszystkich Romów”,
który w 1998 roku mówił do nas o obowiązku słuchania przez władzę tego,
co mówią sami Romowie, słuchania i wspólnego rozwiązywania problemów.
Pełen radykalizmu, ale też kompetentnej oceny rzeczywistości tłumaczył,
iż każdy lud, zwłaszcza Romowie świat pojmują w typowy dla własnej
tradycji sposób. Kategorycznie wskazywał na różne miejsca w Europie,
gdzie sytuacja materialna Romów jest bardzo zła. Przestrzegał przed
możliwością romskich buntów. Wskazywał nawet na potencjalną
ponadpaństwową mobilizację etniczną wszystkich Romów, którzy w ten
sposób zaczną walczyć o poprawę swojego losu. Ów radykalizm jest też
coraz bardziej widoczny u części europejskich romskich liderów od
początku naszego stulecia. Wskazują właśnie na potrzebę „słuchania”
Romów, prowadzenia dialogu, ale też na pogłębiające się wykluczenie
społeczne. I tak przykładowo Ladislav Fizik wiosną 2004 roku mówił do
nas, w jednym z urokliwych miasteczek słowackich, iż władze tego kraju
muszą zrozumieć, „wsłuchać się w głos samych Romów”, bo jeśli to nie
nastąpi, pojawi się trudny do rozwiązania w skali całej europy tzw.
kryzys romski, będzie jeszcze gorzej niż w Słowacji. Ten
niekwestionowany lider, przywódca, jak to niektórzy określają tzw.
powstania Romów w Słowacji, kilkanaście dni przed tymi protestami ( w
połowie lutego 2004 roku ) jako Przewodniczący tzw. Parlamentu Romów
(Parlament Romov na Slovensku) zapowiadał, że może dojść do wybuchu
społecznego Romów. Jego wypowiedzi były przejawem etnicznej mobilizacji,
ale zarazem politycznym ostrzeżeniem wobec władz. W jednym z wywiadów
mówił o Romach żyjących w Słowacji: ”Żyją w zaklętego kręgu ubóstwa i
uzależnienia i nie są w stanie zmienić ich status za pomocą środków
dostępnych dla reszty ludności” ( Dragu 27.2.2004).A teraz lipcowe
spotkanie w 2005 roku z lokalnym liderem romskim z Ziemi Wileńskiej,
proszącym o zachowanie anonimowości. To znany działacz, romski wójt,
czyli wedle lokalnych określeń „Baron”. W Ejszyszkach, tuż przy granicy
litewsko-białoruskiej, chodząc po lokalnym cmentarzu tłumaczył, iż Romom
źle się żyje. Są coraz biedniejsi, żyją w strasznych warunkach.
Podważał kompetencje i dobre intencje decydentów: „Władza może chce
nawet pomagać, ale robi to, bo tak trzeba w demokracji. Europy się
boi…”. Mówił, że dziś działa ona wedle zasady: „Cyganom najlepiej dać
coś do jedzenia i szybko uciekać, żeby nie słyszeć co mówią”.
Przestrzegał, iż ci, którym przez wieki nakazuje się milczeć mogą nagle
zacząć krzyczeć. Przeglądając dziś tę notację rodzi się skojarzenie z
pewnym innym znaczącym liderem romskim z południowej Europy, który
przed kilku laty przestrzegał Europę, iż może nadejść taki moment,
kiedy „Romowie ruszą na Brukselę”. A z kolei Dragoljub Ackovic, Rom z
Serbii, znający tragiczny los prześladowań Romów na Bałkanach, w
czasie naszego spotkania w Oświęcimiu w 1999 roku nade wszystko mówił o
potrzebie systemowych rozwiązań wobec europejskich Romów. Wyrażał obawę
aby nie byli obiektem nienawiści. Istotę programu widział w konieczności
stworzenia Romom równoprawnych szans rozwoju
Można przywołać i inne
przykłady. Tkwi w nich często silne nawoływanie liderów do „wczuwania”
się w to, co mówią sami Romowie i uporczywe wskazywanie na różne formy
wykluczania/
Między nadzieją i snem o równości….
Mówiąc o narastającym od lat poczuciu wykluczenia trzeba wyraźnie zwrócić uwagę, iż pojawia się ono tym bardziej, im większe były nadzieje związane z procesem transformacji ustrojowej. A przecież początek transformacji ustrojowej zarówno w realiach polskich, jak i szerzej całej postkomunistycznej Europy Środkowo-Wschodniej był szczególnym okresem, swoistym „momentem przejścia” między upadkiem starego niechcianego, ale znanego porządku, a oczekiwanym, ale nieznanym – nowym. Wszyscy przeżywali ten czas, a potem trudny okres budowy nowej rzeczywistości na miarę swoich kompetencji, doświadczeń, przeżyć i oczekiwań. Dla wszystkich „Jesień Ludów” rodziła nadzieję na lepsze jutro. Podobnie było wśród Romów, także Romów mieszkających w Polsce. Witali nową rzeczywistość ze szczególną nadzieją, bo niewątpliwym elementem potocznego pojmowania świata było przekonanie, że „od zawsze” są kimś gorszym. Dychotomiczny wizerunek świata społecznego bazował nie tylko na jego etnicznym podziale: „my,” czyli Cyganie/Romowie – „wy”- „gadziowie”. Dodatkowo bowiem kategoria „my” była opatrzona stygmatem odrzucenia, podporządkowania, a kategoria „wy” stygmatem dominacji. Często owa odmienność była rozumiana jako relacja między „ofiarami” i nie-Romami, czyli sprawcami wszelkich nieszczęść. Zresztą Romowie na przestrzeni wieków musieli wytworzyć i wytworzyli określone formy mediacji z nie-swoimi, wytworzyli swoiste struktury mediacyjne. Wytworzyli własne formy aktywności, w tym także formy aktywności zawodowej wskazujące na niezwykłą zaradność w świecie, który nie był wobec nich przychylny. Rok 1989 to był początek nadziei. Jak ją rozumieć? Na gruncie chrześcijańskim wiara, nadzieja i miłość to tzw. cnoty teologalne, swoiste boskie dary. I choć każda z nich ma też różne odniesienia kulturowe i aksjologiczne, to niewątpliwie Romów dobrotliwy Bóg nader sowicie obsypał darem nadziei. Zarazem jednak „Nadzieja chlebem biednego,” jak powiada Zbigniew Herbert., ale to nie ta perspektywa. U Romów jest to raczej perspektywa przetrwania ale też ustawicznego optymizmu, na przekór wszelkim przeciwnościom życia. Nadzieja często łączy się z marzeniami, z promiennymi wizjami przyszłości. Owa przyszłość zaś to nie tylko zniesienie barier, ale osiągniecie pożądanego stanu równości, szczęśliwości, wolności. To ma sens uniwersalny. To nie tylko romscy liderzy, to wszyscy Romowie śnili u progu transformacji o czasach równości. I ta nadzieja przy nich pozostaje. Jak u Martina L. Kinga kiedy to 29 sierpnia 1963 roku u podnóża mauzoleum Lincolna mówił: " Miałem sen, że pewnego dnia na czerwonych wzgórzach Georgii synowie niewolników i synowie właścicieli niewolników usiądą razem przy braterskim stole! Miałem sen, że pewnego dnia nawet stan Missisipi, stan trawiony obecnie bezprawiem i uciskiem, przemieni się w oazę wolności i sprawiedliwości!(…). Gdy pozwolimy zapanować wolności, gdy pozwolimy jej zapanować w każdej wsi i w każdym osiedlu, w każdym stanie i w każdym mieście, nadejdzie dzień, w którym wszyscy przez Boga stworzeni - biali i czarni, żydzi, protestanci i katolicy - będą mogli podać sobie ręce i zaśpiewać starą murzyńską pieśń: Wreszcie wolny! Wreszcie wolny! Dzięki ci, Boże Wszechmogący, jestem wreszcie wolny!". O realnej możliwości takiego rozwoju sytuacji i harmonijnego, bezkonfliktowego awansu własnej grupy marzą również Romowie; nie tylko w Polsce. To jest jedyna droga, droga, z której zboczyć nie można.
„Gorzej z nami teraz….”.
W
każdej stosunkowo niewielkiej grupie etnicznej, dodatkowo żyjącej w
znacznym rozproszeniu, wydarzenia, zjawiska i procesy, które są dla niej
negatywne, rozchodzą się niezwykle szybko. Niezależnie którą z trzech
wielkości dotyczących liczebności Romów w Polsce przyjmiemy to znaczy z
Narodowego Spisu Powszechnego z 2002 roku - 12 855 osób, danych własnych
administracji - 20. 750 osób, czy naszych danych szacunkowych
wskazujących na około 30 tysięcy osób jest to zawsze grupa wobec
wielkości społeczeństwa większościowego – nadal niewielka. W
interesującym nas przypadku trzeba stwierdzić, iż przekaz wiadomości
dotyczący negatywnych zjawisk, którym poddana jest własna grupa
następuje szybko i nie tylko ze względu na współczesne środki
komunikacji społecznej, ale również ze względu na swoisty nakaz
wzajemnego informowania motywowany nie tylko względami bezpieczeństwa,
ale obyczajem. „Trzeba wiedzieć co się komu stało, żeby pomóc”. Przekaz
dotyczy nie tylko różnego rodzaju wystąpień antycygańskich, ale też
różnego rodzaju decyzji administracyjnych godzących w romskie interesy.
Znaczenie istotne mają też przejawy podważania czy nie respektowania
przez władze romskiej tożsamości, tradycji, głównie romanipenu czy tak
fundamentalnych decyzji Śero Roma. Proces też można niestety zilustrować
setkami przykładów. Status, w którym Romowie żyją i swoiście opisują w
dyskursie potocznym odpowiada socjologicznemu pojmowaniu wykluczenia.
Idąc tropem badaczy można powiedzieć, że wykluczeniu odpowiada czy
raczej wykluczenie charakteryzuje pewien rodzaj odczuć i pewien rodzaj
wiedzy, ale też postaw. Wskazać więc należy na: zjawisko deprywacji,
ustawicznego zagrożenia, odczucia frustracji, alienacji, poczucia
niespełnionej biografii, fatalizm, poczucie traumy przed przyszłością,
pesymizm w jej pojmowaniu, a nawet apatia. Rozmowy z Romami, kiedy
odtwarzają własną indywidualną biografię, ale także kiedy charakteryzują
– i to zgodnie z funkcjonującą opcją – wizerunek własnej grupy i jej
społecznego położenia owe zasygnalizowane odczucia wyraźnie się
ujawniają. Zauważmy więc, że typowe zbiorowości podlegające wykluczeniu
to takie, „które żyją w niekorzystnych warunkach ekonomicznych (ubóstwo
materialne), zostają dotknięte niekorzystnymi procesami społecznymi,
wynikającymi z masowych i dynamicznych zmian rozwojowych, np.
dezindustrializacji, kryzysów, gwałtownego upadku branż czy regionów,
nie zostały wyposażone w kapitał życiowy umożliwiający im: normalną
pozycję społeczną, odpowiedni poziom kwalifikacji, wejście na rynek
pracy lub założenie rodziny, co dodatkowo utrudnia dostosowywanie się do
zmieniających się warunków społecznych i ekonomicznych, nie posiadają
dostępu do odpowiednich instytucji pozwalających na wyposażenie w
kapitał życiowy, jego rozwój i pomnażanie, co ma miejsce w wyniku
niedorozwoju tych instytucji spowodowanego brakiem priorytetów, brakiem
środków publicznych, niską efektywnością funkcjonowania, doświadczają
przejawów dyskryminacji, zarówno wskutek niedorozwoju właściwego
ustawodawstwa, jak i kulturowych uprzedzeń oraz stereotypów, posiadają
cechy utrudniające im korzystanie z powszechnych zasobów społecznych ze
względu na zaistnienie: niesprawności, uzależnienia, długotrwałej
choroby albo innych cech indywidualnych, są przedmiotem niszczącego
działania innych osób, np.: przemocy, szantażu, indoktrynacji” (Narodowa
Strategia Integracji Społecznej dla Polski 2003:21).
Wykluczeni? I co dalej?
Stawiamy tezę, że Romowie coraz
intensywniej odczuwają swoje wykluczenie. Nie odnosimy się do opisu tego
zjawiska, jego specyfiki w społecznościach, w których ono występuje. Te
fakty są znane i na bieżąco rozpoznawane. Są przedmiotem działań
administracji w sferze zarówno całej Europy, jak i naszego kraju. Ale
pozostaje też – nas interesujące - subiektywne i narastające, coraz
wyraźniej werbalizowane, odczucie odrzucenia, dyskryminacji i właśnie
wykluczenia. Trudno określić, czy zdanie „dziś Rom nic nie znaczy” jest
bardziej wyrazem bólu, rozpaczy czy pozbawionym nadziei stwierdzeniem
faktu. A może jest zapowiedzią buntu i nadchodzącej mobilizacji
etnicznej? Długotrwały stan wykluczenia poza rozpoznanymi przez naukę
konsekwencjami w realiach współczesnego świata może jednak wywołać wręcz
niewyobrażalne, negatywne skutki. Zarówno dla danej zbiorowości, jak i
ogółu społeczeństwa. Stawiamy tezę, że Romowie, także część Romów
mieszkających w naszym kraju, który jest dla nich Ojczyzną, wielowiekową
przestrzenia bytowania, odczuwają coraz bardziej swoją peryferyjną
pozycję społeczną, a także wręcz narastające wykluczenie. Dodajmy,
wykluczenie dostrzegane i odczuwane w wielu sferach życia. Tracą
nadzieję, która była tak silna na progu transformacji ustrojowej. Sami
mówią o sobie, że „twardo chodzą po ziemi i nie dadzą się zwieść
obietnicom, kłamliwym i złudnym. Optymizm i nadzieja są treścią ich
życia i kultury, ale nadzieja rozumiana jak w wierszu Czesława Miłosza,
kiedy pisał:
Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie….
Charakterystyczny
romski pogląd wyraża lapidarna opinia „Cyganie nie cyganią to nas oni
cyganią”. Jest to ocena adresowana do administracji państwowej różnych
szczebli, do administracji samorządowej. Romowie chcą żyć w swoim
świecie, wśród swoich, w swoich romskich wspólnotach. To jest dla nich
ważne. Ale zarazem nie chcą, aby ich społeczności i przestrzenie, które
zajmują były przez innych stygmatyzowane negatywnie. Nie określamy
zakresu statystycznego tego zjawiska – co będzie przedmiotem
zasygnalizowanych badań naukowych – ale wskazujemy na jego istnienie.
Stawiamy tezę, iż Romowie czują się w naszej rzeczywistości coraz
bardzie wykluczeni, czują, że postrzega się ich w kategoriach „obcego”,
„obcego” nastręczającego ustawiczne problemy, „obcego” niechcianego i
niepożądanego. Jeśli proces ten będzie postępował, mogą nastąpić
zjawisko patologizacji, może pojawić się swoista „podklasa”, pojawić się
może kultura ubóstwa, przestrzenie biedy, w których będzie panowała
apatia, roszczeniowość, a w przypadku pojawienia się populistycznych
działaczy niekontrolowane społeczne wybuchy. Wybuchy, które mając
podłoże ekonomiczne mogą nabrać charakteru konfliktów etnicznych. Mogą
się też pojawić różne formy mobilizacji etnicznej. Jak długo można żyć w
realiach wykluczenia? Oby nie była to cisza przed burzą. Trudno
omawiane zjawisko poczucia wykluczenia konsekwentnie ujmować w
kategoriach chronologicznego następstwa pewnych reakcji. Wydaje się
jednak, że warto iść tą drogą i ukazać w jaki sposób, po czasie nadziei i
marzeń, które wybuchły wraz z nastaniem III Rzeczpospolitej, stopniowo
rodziła się trauma, poczucie marginalizacji, a wreszcie wykluczenia.
Temu wszystkiemu trzeba zapobiec. Do polskich Romów docierają przecież
informacje radykalnych liderów romskich, którzy zapowiadają, że w
przypadku dalszych niekorzystnych procesów „wszyscy Romowie ruszą na
Brukselę”.
„Zabij Cygana”, czyli ksenofobia w graffiti zaklęta.
Wraz z budową w Polsce społeczeństwa
demokratycznego ujawniły się jednak również zjawiska ksenofobii.
Niektóre z nich swoje odzwierciedlenie znalazły na murach, w postaci
złowieszczych napisów – tzw. murariów, także graffiti. Pojawiały się na
ścianach, murach, płotach. Wyrażały jednoznacznie niechętny stosunek do
Romów. Głosiły pełne nienawiści hasła: „Bij Cygana”, „Cygany won stąd”,
„Cyganie polskie murzyny”. Ale pojawiały się też napisy: „Cyganie do
gazu, „Zabij czarnego”. Jednocześnie pojawiły się incydentalnie różnego
rodzaju wystąpienie skrajnie nacjonalistycznych, bardziej hałaśliwych
niż dysponujących realnym poparciem społecznym grup, które wykrzykiwały
lub kolportowały hasła antycygańskie. To rodziło strach i poczucie
negowania i wykluczania. „Idziesz – wspomina Romka z Górnego Śląska – i
widzisz co napisane. O kim to było o Romach co tu mieszkają (…) Strach
oj strach z tego o dzieci, o wszystko…”.
Zajścia antycygańskie czy konflikt etniczny?
Wzrost
poczucia ksenofobii i dyskryminacji uległy natomiast wyraźnemu
spotęgowaniu wraz z różnymi lokalnymi. Wywołały strach. Nie dość tego
przecież wszelkie przypadki działań podejmowane przeciwko grupie
mniejszościowej przez przedstawicieli grupy większościowej, nawet przez
jej znikomą część, i to nawet incydentalne, są zawsze pojmowane w
kategoriach konfliktu etnicznego. Dlatego też można przyjąć, że
transformacja ustrojowa rodziła przekonanie, że wszelkie formy działań
antycygańskich nie będą już w nowej rzeczywistości podejmowane, a stało
się inaczej. Zasygnalizowane zjawiska ksenofobii ulegały stopniowo
wzmocnieniu wraz z różnego rodzaju, nawet drobnymi, lokalnymi, ale
jednak występującymi przypadkami fizycznych represji wobec Romów.
Pobicia młodych ludzi na dyskotece, wybijanie szyb, dewastowanie
samochodów, zastraszanie kobiet w sklepach rodziło strach i poczucie
zagrożenia. Owa postawa uległa wzmocnieniu wraz z tzw. wypadkami w
Mławie w dniach 26 do 27 czerwca 1991 roku. Wskutek wypadku
samochodowego spowodowanego przez młodego Roma nastąpił wybuch agresji
wśród części ludności miasta skierowany wobec jego ziomkom. Grupy
mławian przed dwa dni niszczyły romskie mienie, napadały na romskie
domy. Obiektem agresji było około 300 Romów. Mimo intensywnych działań
administracji państwowej i ukarania sprawców wypadki były szeroko
komentowane przez Romów potęgując poczucie zagrożenie Romowie są
zgorszeni kiedy spotykają się z pojmowaniem zajść w Mławie jako
wystąpień chuligańskich, Dla pokrzywdzonych jest to przejaw etnicznej
nienawiści Polaków, stąd też odpowiada im medialne określenie tych
wydarzeń jako „pogromu”. Ale tego typu określenie nie jest jednak
właściwie. Uwzględniając całokształt sytuacji należy zwrócić uwagę, iż
owe wydarzenia były też swoistym, choć skierowanym wobec konkretnej
mniejszości etnicznej, konfliktem społecznym ( A.. Giza-Poleszczuk, J.
Poleszczuk 1992). Wydarzenia mławskie urosły do rangi symbolu bo
wybuchły 10 lat po wypadkach antycygańskich w Koninie dnia 9 września
1981 roku, kiedy obiektem ataku było 16 rodzin i około 70 Romów oraz
wystąpień wypadków w Oświęcimiu w dniach 21- 22 października 1981 roku,
kiedy obiektem prześladowań było 137 Romów, z których większości dano
tzw. wilcze bilety i musieli opuścić swoją Polskę.
„Cygan nie strachliwy no uważać musi…”
W
rozmowach z romskimi przyjaciółmi często następuje odwołanie do
indywidualnych i zbiorowych doświadczeń wskazujących na ustawiczny brak
poczucia bezpieczeństwa. Wyraźnie podkreślają, iż potencjalnie są
narażeni na różnego rodzaju niebezpieczeństwa. W efekcie przestrzeń
społeczna podlega swoistej delimitacji na przestrzeń realnego życia
codziennego, w miarę bezpieczną i świat poza tym obszarem, a zatem
realnie nieznany i groźny. Ale nawet w obrębie przestrzeni codziennej
egzystencji są miejsca, które w ich rozumieniu przynależą do nie-Romów.
Uważa się, że sposób aktywności i swobodnego poruszania się Romów musi w
konsekwencji ustawicznie uwzględniać różne niechęci wobec nich. Wedle
potocznego rozumienia nie jest to typowe dla ogółu społeczeństwa, ale
pewnych jego odłamów. Natomiast gorszące i niezrozumiałe jest dla Romów
przyzwolenie większości na postawy antycygańskie. Wskazują też, iż są
obszary – które tu nie przywołujemy – cechujące się szczególną niechęcią
wobec Romów. Znajduje to odzwierciedlenie w etnopaulizamach typu –
„Czarni”.
Izolacjonizm i koncentracja życia do wewnątrz.
Zasygnalizowany
brak poczucia bezpieczeństwa, ale także niespełnione nadzieje związane z
medialnie prezentowanym rozwojem procesów demokratyzacji życia
spowodowały, iż Romowie często wskazują na osamotnienie własnej grupy w
przestrzeni społecznej. Świat zewnętrzny jawi się w efekcie jako
niezrozumiały, groźny, swoiście zamknięty. Skazywanie Romów na izolację
wywołuje jednocześnie tak wyraźnie podnoszoną konieczność własnego
izolowania się od „obcych”. Podkreśla się też niezbędność tworzenia
swoistych barier, ale też określonych, zgodnych z własnymi interesami,
reguł mediacji z reprezentantami świata zewnętrznego. Dzięki temu mogą
żyć w kokonie bezpiecznego, własnego, oswojonego świata. Romowie mówią:
„Trzeba żyć w swoim, a oni nic do tego nie mają. Nasze życie dla nas
jest”. Zarazem jednak ujawnia się też świadomość, że efektem owego
izolowania - koniecznego i uzasadnionego względami bezpieczeństwa, jak i
chęcią ochrony własnej kultury - jest absencja w życiu społecznym i
oczywiste ograniczanie swoich szans. Owe działania powodują, iż Romowie
artykułują też kwestie peryferyjności własnego położenia społecznego.
Znamiennym przejawem tej postawy jest też kategoryczna koncentracja
życia do wewnątrz, do realiów własnej społeczności, konkretnej struktury
społecznej uformowanej na bazie romskiej tradycji.
„Cygan pracy nie dostanie…”
W tym przypadku pojawiają się dwa
pozostające w swoistym układzie komplementarnym aspekty problemu. Po
pierwsze więc eksponuje się niedostępność Romów do rynku pracy ( Mróz
2006), ale zarazem też świadome tworzenie przez społeczeństwo
większościowe różnego rodzaju ograniczeń i barier. Wskazuje się tu
również na motywacje etniczne, na niechęć do Romów utrudniającą wszelką
aktywność zawodową w świecie zawłaszczonym „i rządzonym przez gadziów”.
Romowie dowodzą: „Na pewno 99%, a nawet więcej, naszych ludzi nigdzie
żadnej pracy nie ma. Bo dla Cygana roboty nie dadzą…”. W dyskursie
potocznym pojawia się nawet podejrzenie, iż Romowie są świadomie i
celowo separowani od rynku pracy; świadomie spychani na pozycje
ekonomicznie peryferyjne. Jest to pojmowane w kategoriach wykluczenia
społecznego, wywołanego jednak czynnikiem niechęci etnicznej. Drugi
aspekt problemu dotyczy romskich form zaradności, a zatem konkretyzując
podejmowania różnych prac zwłaszcza związanych z handlem, które stanową
podstawę utrzymania i pozyskiwania środków finansowych. W tym kontekście
wyraźnie podkreśla się brak przychylności, a nawet tworzenie przez
struktury państwowe różnego rodzaju barier utrudniających
formalno-prawną legalizację podejmowanych przedsięwzięć zarobkowych.
Jakże charakterystyczna jest w związku z tym opinia o własnej grupie:
„My od wieków pracowali, no zawsze, bo żyć trzeba. Zawsze robota koło
Cygana jest. Szuka i znajduje. Dadzą nam zgodę na to, no to lepiej
będzie, a nie takie tam robienie jak teraz (…).Cygan pracy nie dostanie,
każdy to wie to i swoje robić musi”.
„Bieda, oj bieda wszędzie u Cyganów”.
Często
w rozmowach z Romami pojawia się – pomijając tu wszelkie naukowe spory
nad relacjami między biedą i wykluczeniem - problem „cygańskiej biedy”.
Dominujące zdaje się też postrzeganie własnej grupy właśnie poprzez
narastające współcześnie obniżanie się poziomu materialnego. Można
zauważyć, że pojawia się też niekiedy opinia, iż Romowie są wręcz
skazani na ograniczoność zaspokajania swoich podstawowych potrzeb
konsumpcyjnych. Wskazuj się jednak nie tyle na realnie własną biedę, ale
na biedę innych, albo najczęściej na grożące głównie Romom ubóstwo.
Deprywacja.
Poziom
życia, który wedle dyskursu potocznego ulega ciągłemu obniżaniu
powoduje narastające poczucie niezaspokojenia potrzeb. Romowie różnie
określają ich zakres. Niekiedy dotyczy to tylko swoiście pojmowanego
minimum egzystencjalnego. „Człowiek chce mieć do życia co mu potrzebne
najbardziej. Nie tam nawet cuda jakieś….”. Niezwykle intensywnie
wskazuje się też na wyjątkową trwałość niezaspokajania potrzeb. Nadto
porównanie z otaczającym światem, pogłębia poczucie deprywacji, rodzi
frustracje. Owa sytuacja powoduje też brak możliwości zachowania
stabilizacji psychologicznej. W jakimś sensie w rozmowach z Romami
ujawnia się też szeroko rozumiane przejawy deprywacji politycznej. Ta
sytuacja oczywiście wyraźnie petryfikuje podział świata na „my” – „wy”,
czyli „my” Romowie skazani na podległość i „wy” czyli „gadziowie” -
dysponenci środków finansowych, dysponenci środków przymusu, decydenci.
Wedle tego rozumienia jest to zatem własny romski świat i świat
zewnętrzny zamknięty dla Romów i to ze względu na to, że są mniejszością
etniczną.
„Bez nauki człowiek nic nie znaczy…”.
Postawa Romów
wobec edukacji zdaje się być jednoznaczna i niejednorodna, chwiejna,
złożona, ale też zdeterminowana środowiskowo i sytuacyjnie. Taką tezę
stawiamy odwołując się do naszych doświadczeń badawczych, do naszych
rozmów, ale też swobodnych wywiadów. Romowie zdają się nie doceniać
edukacji, ale zarazem artykułują jej potrzebę. Wyraźnie natomiast boleją
nad nieodpowiednią opieką i nieodpowiednim nauczaniem swoich dzieci.
Również to zjawisko zdają się uznawać jako przejaw dyskryminacji, i to
dyskryminacji groźnej oraz bolesnej. Szczególnym zaś aspektem związanym z
edukacją jest wedle naszych rozmówców akcja - jak to powiedział kiedyś
Rom z nowosądeckiego - „sortowania dzieci” to znaczy ich kierowania
przez psychologów - ze względu na rzekome upośledzenie umysłowe - do
klas i szkół specjalnych. Romowie mówią: „Nasze dzieci nie są głupie bez
rozumu. One może gorzej mówią po polsku i wszystkiego nie rozumieją”.
Trudno polemizować z tym poglądem. Faktem jest jednak to, że tego
rodzaju zjawisko wywołuje u Romów poczucie krzywdy, spychania ich dzieci
na margines, izolowania ich od rówieśników.
Metastereotyp
U Romów zdaje się funkcjonować pewien szczególny – co potwierdzają też badania etnologiczne - rodzaj wyobrażenia o tym, jak są postrzegani przez „obcych”. Okazuje się, że ów metastereotyp jest wizerunkiem nasyconym prawie wyłącznie cechami negatywnymi. Tak więc uważa się, że Polacy postrzegają Romów jako złodziei, ludzi biednych, hałaśliwych, źle wychowanych, bezczelnych, niechętnych do podjęcia jakiejkolwiek pracy, pełnych agresji, etc. Z cech pozytywnych wskazuje się tylko na znaczne zdolności taneczne i muzykalność. Co wynika z takiego metastereotypu? Romowie zdają się być przekonani, iż taki wizerunek jest nie tylko nieprawdziwy, niesprawiedliwy i krzywdzący, ale także motywujący niektóre odłamy społeczeństwa większościowego do negatywnej postawy wobec grupy mniejszościowej.
„Z Cyganów najgorszych robią…”
Archiwum naszego Stowarzyszenia zawiera setki notacji prasowych z Polski i innych krajów, które informują o różnych przewinieniach, występkach i nadużyciach Romów. Kwestia ta bulwersuje. W naszych rozmowach, a także dokumentacji z badań naukowych, zawartych jest wiele stwierdzeń podważających tego rodzaju typ informacji medialnej kiedy to podaje się narodowość potencjalnego przestępcy. Wskazuje się na niesprawiedliwość, bo kiedy prawo naruszają nie-Romowie ich przynależność etniczna czy narodowa nie jest podawana. Jest to pojmowane jako przejaw niechęci, dyskryminacji negatywnego stygmatyzowania i utrwalania niesprawiedliwego stereotypu. Formułują w związku z tym pytania: „A jak Ruski coś zrobi, czy inny jakiś, to tego nie ma, bo się ich boją. A Cygana dobić trzeba, bo kto za nami stanie?”.
„A gdzie te pieniądze dla Romów?”
Naszych rozmówców nurtuje kwestia dystrybucji środków finansowych przeznaczonych dla środowisk romskich. Niewątpliwie nie jest to efekt zweryfikowanych intelektualnie przemyśleń, opartych na rzetelnych danych. Jest to przejaw myślenia potocznego. Powstaje ono na bazie szczególnego rodzaju negatywnie pojmowanych kontaktów z pracownikami administracji czy z urzędnikami gminnymi. Decydować może o tym również zarzucana im przez Romów niekompetencja i arogancja. Oto dłuższa wypowiedź na ten temat: „Było spotkanie z tymi z miasta; nic nie chcieli słuchać, swoje gadali, obiecywali. Krzyczeli, że my za dużo chcemy. My mówili jak jest, a oni, że to znają. <Wy nie wiecie, co wam potrzebne, my wiemy> (…). Taka była rozmowa. My o dzieciach, że słaba dla nich nauka w szkole, a oni, że nasze dzieci do szkoły nie chodzą (…) Na spotkaniu było, żeby u nas remonty w domach zrobili i się skończyło. Potem świetlice chcieli zrobić. Na stroje do zespołu dali kiedyś i krzyczeli, że my je taniej pokupowali i ukradli …”. Do Romów docierają wiadomości o wysokich środkach finansowych kierowanych do ich środowisk, ale nie widzą pozytywów tych działań. Postaje też zarzut: „Dla siebie je biorą, swoim dają…” .Ten rodzaj argumentacji jest wiązany z przekonaniem, że taki rodzaj postawy może się ujawniać tylko wobec grupy marginalizowanych.
Fatalizm?
Charakter naszej wypowiedzi upoważnia nas do stwierdzenia, że Romowie są optymistami, są też przekonani o potrzebie i możliwości przezwyciężenia każdej przeszkody. Jednak tkwi też w tej kulturze, jak w każdej, jakieś ziarno fatalizmu, które oczywiście nie pojmujemy w kategoriach poglądu filozoficznego czy religijnego, czyli przykładowo chrześcijańskiej predestynacji. Chodzi zaś o rozumienie potoczne fatalizmu. I oto od pewnego czasu ujawnia się swoiste przekonanie o istnieniu swoistego fatum ciążącego nad Romami. W jego efekcie, w efekcie nieodwracalności Losu, są skazani na dyskryminację, na biedę, na społeczne odrzucenie. I rodzi się tylko pytanie jak to się dzieje, że ta postawa ujawnia się właśnie współcześnie.
To tylko część problemów…..
Przytoczone opinie, oceny, wyobrażenia,
potoczne poglądy to tylko część subiektywnego oglądu własnej grupy, jej
położenia, marginalizacji i wykluczenia. Nie można ich jednak pojmować w
kategorii wyznań pełnych boleści i żałości. To nie jest jakakolwiek
romska ściana płaczu. A nawet jeśli tego rodzaju postawa się ujawnia to
jest ona uzasadniona. Przede wszystkim zaś owe wyznania świadczą, że
Romowie przekroczyli próg milczenia i coraz wyraźniej w procesie swojego
upodmiotowienia ujawniają własny ogląd rzeczywistości, w tym poczucie
wykluczenia. Werbalnym odzwierciedleniem tej postawy jest lapidarne
stwierdzenie „My żyjemy ale za nic nas mają”. Romowie chcą, choć jest to
trudne i nie są do tego przygotowani, wyjść z tego „przeklętego” kręgu
niemożności. Inne przykłady poza już przytoczonymi potwierdzają owo
narastającego poczucie wykluczenia. Co zatem wynika z tych romskich
reakcji i przemyśleń? To przede wszystkim wyzwanie dla współczesnych, i
Romów i nie-Romów. W świecie wielokulturowości powinniśmy bowiem zawsze
pamiętać – o czym mówił Ryszard Kapuściński w grudniu 2004 roku w ramach
wykładów zorganizowanych przez wiedeński Instytut fur Wissenschaften
vom Menschen - że „Inny to także człowiek” ( Kapuściński 2006:18). Jakże
to współbrzmi z romskim wyznaniem: „Panie, Cyganie to też ludzie”.
O konieczności przekraczania granic tego co niemożliwe.
Niezależnie
od odczuwanego poczucia wykluczenia – i dodajmy wykluczenia realnie
istniejącego, co potwierdza także przywołana Rezolucja ze stycznia 2008
roku – wierzymy, iż dotychczasowa sytuacja będzie ulegała stopniowemu
zanikowi. Muszą być jednak podjęte działania kompetentne, systemowe,
działania oparte na dialogu, współdziałaniu, a nie dyktacie.
Niewątpliwie ów proces trwa, ale musi ulec dynamizacji. Istotną rolę w
tym zakresie odgrywają już – co nader ważne - romskie stowarzyszenie. W
pełni identyfikujemy się ze stanowiskiem Lecha Mroza, kiedy stwierdza iż
„Niezależnie od wewnętrznych problemów w poszczególnych krajach, także
między lokalnymi społecznościami, romskie organizacje przybliżają jednak
dwa światy - cygański i niecygański. pokazują, że Romowie są jedną z
kilku mniejszości etnicznych, a nie tajemniczą i romantyczną
społecznością z innej rzeczywistości. to one w dużym stopniu nagłaśniają
fakty przemilczane dawniej, i one przyzwyczajają do nowej roli Romów w
społeczeństwie większościowym" ( Mróz 2007:225). Są mniejszością
etniczną, a nie grupą którą będzie się pojmowało w kategoriach
„podklasy”. Owe działania muszą być jednak solidarnie wzmacniane przez
społeczeństwo większościowe, przez wyspecjalizowane organy państwowe,
także przez nie-romskie organizacje pozarządowe. Przekraczając w owym
współdziałaniu granice własnych światów ( zob. Gerlich 2001) niezbędne
musi być także – nie popadając w patos – przekraczanie granic tego, co
pozornie niemożliwe. Warto w związku z tym odwołać się do Nelsona
Mandeli, kiedy mówi: „Wszystko jest niemożliwe dopóki nie staje się
rzeczywistością”. A jeśli owa myśl nie zostanie spełniona Europa i
Polska staną wobec wielkiego problemu kilkunastu milionów
niezadowolonych ludzi. A, że będą to właśnie Romowie uznać będzie
należało za trwanie uprzedzeń, niekompetencji, braku politycznej woli
zmian. Warto w tym kontekście przywołać słowa Jana Pawła II, który w
Orędziu „Poszanowanie mniejszości warunkiem pokoju” z 1989 roku mówiąc o
marginalizacji i wykluczeniu przestrzegał, iż „ w takim przypadku grupy
te, czy poszczególne osoby, nie są w stanie aktywnie i twórczo
uczestniczyć w budowaniu pokoju opartego na akceptacji uprawnionych
różnic”
(Jan Paweł II 1989:118).
Bibliografia
A.Dragu, Zubożali Romowie na ulicach w Słowacji ( audycja radiowa w dniu 27.2.2004; zapis – www.incentraleurope.radio.cz.).
Dziennik Urzędowy Unii Europejskiej 21.3.2009 C68 E/32, Bruksela 2009.
Orędzie
Ojca Świętego Jana Pawła II na XXII Światowy Dzień Pokoju –
Poszanowanie mniejszości warunkiem pokoju, „Wiadomości Urzędowe Diecezji
Opolskiej”, Opole 1989, nr 1-5.
M.G. Gerlich, Romowie. Przekraczanie granic własnego świata, Oświęcim 2001.
A. Giza-Poleszczuk, J. Poleszczuk, Raport "Cyganie i Polacy w Mławie konflikt etniczny czy społeczny?", Warszawa grudzień 1992.
R. Kapuściński, Ten Inny, Kraków 2006.
L. Mróz, Dzieje Cyganów-Romów w Rzeczpospolitej XV-XVIII w., Warszawa 2001.
L.
Mróz, red. Raport końcowy. Z badań realizowanych w ramach projektu
Equal – partnerstwo na rzecz rozwoju: „Romowie na rynku pracy”,
b.m.w.,2006.
L. Mróz, Od Cyganów do Romów. Z Indii do Unii Europejskiej, Warszawa 2007.
Narodowa
Strategia Integracji Społecznej dla Polski jest dokumentem
przygotowanym przez Zespół Zadaniowy do Spraw Reintegracji Społecznej,
któremu przewodniczył Minister Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej –
Jerzy Hausner. Zespół został powołany 14.04.2003 r. przez Prezesa Rady
Ministrów.
Warszawa 2003.
Rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie europejskiej strategii dotyczącej Romów, Bruksela 2009.