Relacja spisana dla Romskiego Instytutu Historycznego dnia 17 kwietnia 1997 roku.
Urodziłem się 15 czerwca 1933
roku w miejscowości Słupce. Ojciec Kazimierz, matka Julianna z domu
Brzezińska. Przed wojną mieszkaliśmy w Warszawie wraz z rodzicami i
dziewięciorgiem rodzeństwa. Mieszkaliśmy w kamienicy na Powązkach. Jak
wybuchła wojna uciekliśmy z domu i ukrywaliśmy się w lasach w okolicach
Warszawy i Kielc. Był to tabor gdzie było kilka rodzin romskich, około
60 Romów – w tym kobiety i dzieci. Latem nasz tabor, który stał w lesie
w okolicach Kielc otoczyli żołnierze Niemieccy. Do tych, którzy
próbowali uciekać strzelali bez wahania. Następnie zabrali nas do
pobliskiej wioski. Rozkazali położyć się wszystkim twarzą do ziemi a
ręce założyć na kark. Obok były wykopane doły, do których zapędzili
kobiety i dzieci. Mężczyzną kazali leżeć na ziemi. Hitlerowcy otoczyli
dół, po czym na komendę oficera niemieckiego na naszych oczach otworzyli
ogień z karabinów maszynowych. Gdy dokonali egzekucji na kobietach i
dzieciach, kolej przysyła na mężczyzn. Było nas tam około trzydziestu.
Rozkazali nam wstać i iść w kierunku dołu w którym leżeli pomordowani
nasi bliscy. Wszyscy byliśmy zdruzgotani, lecz wiedząc, że taki sam los
jak kobiety, spotka i nas w akcie desperacji postanowiliśmy spróbować
ucieczki. W drodze na egzekucje mój wujek, który miał na nazwisko
Kwiatkowski krzyknął głośno „uciekamy”. Na ten znak, wszyscy mężczyźni
rozpierzchli się i rzucili do ucieczki. Niemcy zaczęli do nas strzelać,
lecz każdy jak mógł uciekał. Ludzie padali zabici na ziemię pod gradem
kul niemieckich. Ja zostałem ranny w lewą nogę powyżej kolana. Do dziś
mam ślad po kuli. Ranny leżałem na ziemi, wtedy dobiegł do mnie mój
wujek i brat Aleksander, podnieśli mnie z ziemi i pomogli uciec do lasu.
Z miejsca zbrodni udało się uciec tylko sześciu ludziom, w tym mnie,
mojemu ojcu, mojemu bratu Aleksandrowi oraz trzem innym Romom. W tej
wiosce zginęli zamordowani przez hitlerowców moi bliscy: matka, siostry
- Adela, Kasia, Zofia, Zuzia i Frania, bracia – Józef i Maniek oraz
wielu znajomych Romów. Długo uciekaliśmy w obawie przed pościgiem.
Ukrywając się w lasach, ruszyliśmy w kierunku Kielc. Tam ponownie
byliśmy złapani przez Niemców. Zostaliśmy przewiezieni ciężarówkami do
getta w Piotrkowie Trybunalskim. Panowały tam okropne warunki, starsi
musieli pracować. Byliśmy tam około trzech miesięcy. Ojciec przekupił
złotem pilnującego nas żandarma a ten umożliwił nam ucieczkę. Z obozu
uciekliśmy w trójkę: ojciec, ja i mój brat Aleksander. Do końca wojny
ukrywaliśmy się w lasach w okolicach Warszawy. Obecnie jestem wdowcem,
mam dwoje dzieci mieszkam w Grodzisku na ul. Harcerskiej 8.
Na tym relację zakończono.
Relacje sporządził: Zbigniew Firek
Relację złożył: Edward Kwiatkowski
Romski Instytut Historyczny